czwartek, 22 maja 2014

Serce na dłoni, plecak na plecach

Nie wiem, jak to się właściwie zaczęło. trudno powiedzieć tez kiedy - po prostu pewnego dnia człowiek się budzi i stwierdza, że coś se swoim życiem musi zrobić. I nie ważne czy masz 18, 25 czy 60 lat. Taka refleksja może przyjść zupełnie niespodziewanie. I tu pojawia się pytanie: co z tym zrobisz? To twoje życie.
Agnieszka dziś już nie pamięta jak zaczęła się jej przygoda z wolontariatem. Jak mówi, że ważne jest już dla niej to: jak, ważne, że jest i może pomagać innym. Konkretnie dzieciom i młodzieży z placówki opiekuńczo-wychowawczej w Krakowie. Zagląda tu regularnie raz, dwa razy w tygodniu. Pracy jest mnóstwo, bo i dzieciaków niemało.

 -Starszym staram się pomagać w nauce. Młodsze po prostu bierzemy na kolana. Dajemy im to ciepło, którego nigdy nie zaznały, albo którego zaznały bardzo niewiele. To nieprawda, że dzieci z Domów dziecka czy placówek opiekuńczych nie powinno się przytulać. One tego potrzebują bardziej niż ktokolwiek inny. - mówi Agnieszka.

Oprócz opieki w tygodniu, Agnieszka corocznie jeździ na kolonie do Żmiącej koło Limanowej jako opiekun-wolontariusz. Trwa to już ładnych parę lat ale energia i motywacja wciąż ta sama.

 -Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, że wolontariat zabiera mi czas. Myślę, że on mi właśnie ten czas daje. To jest czas wytężonej pracy ale i mnóstwa radości. To jest czas spełnienia. Po prostu. Agnieszka aktywnie udziela się w wolontariacie.

Oprócz tego pracuje zawodowo i ... podróżuje. W każdej wolnej chwili. Bieszczady, Tatry, Beskid Niski - to już było. Była też Islandia i pielgrzymka do Santiago de Compostela.
 Co jeszcze będzie?
- Na pewno coś będzie! Bo bez tego trudno żyć. trudno żyć tylko dla siebie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz