Współcześni studenci? Dzisiaj każdy
może zostać studentem. Dziś trudno spotkać prawdziwy talent. Wolontariat? A cóż to znaczy? Studenci wolontariatu nie
lubią, bo oni od razu chcą zarabiać. Dla nich pieniądze są najważniejsze. A
jeśli już angażują się w wolontariat, to robią to po coś. Oczekują wymiernych,
rzeczywistych i namacalnych korzyści. Czy to źle? W zasadzie to trudno powiedzieć czy jest to złe. To jest pokolenie
dorastające w zupełnie innych warunkach niż myśmy dorastali.
Studenci wolontariatu nie lubią
Te słowa na oko sześćdziesięcioletniej kobiety, z którą czekałam na autobus linii
128 dotarły do mnie dopiero po jakimś czasie. Kiedy już jednak je sobie
przetrawiłam, doszłam do wniosku, że chyba nie do końca jest tak, jakby chciała
owa Pani. Wystarczy obejrzeć się wokół. Są wśród nas tacy, którzy działają bez chęci
korzyści, bo wolontariat mają we krwi. Tak jak Maciek.
Spotkałam go całkiem przypadkiem - na studiach podyplomowych. Tak jak ja był
tu w roli studenta. Z pozoru zwykły chłopak jakich wielu. Potrafił jednak
zaskoczyć i niewątpliwie zaskakiwał na każdym kroku. Najpierw tym, że właściwie
jest już żonaty (tak, jakby 26 letni chłopak nie mógł mieć żony a jednak ciągle
wydawało mi się, że Oni żenią się później). Później tym, że właściwie to jest
wykładowcą na wyższej uczelni (no bo jak: taki młody?). Dozował dawkę napięcia
na każdych zajęciach. Aż w końcu…
Koty
Koty w zasadzie zawsze były mi raczej obojętne. Ani za bardzo za nimi nie
przepadałam ani też nie zwalczałam ich na każdym kroku. Są to są. Niech będą.
Wiedziałam, że są ludzie, którzy starają się pomagać tym zwierzakom w trudnych
dla nich chwilach ale jakość nigdy szczególnie nie interesowała mnie ich praca/
No właśnie praca a raczej wolontariat jak się okazuje.
Maciek za kotami przepada. Najchętniej przygarnąłby je wszystkie ale Jego mieszkanie
ma ograniczoną liczbę metrów kwadratowych. Ma więc Maciek „tylko” kilka kotów i
żonę, która koty kocha równie bardzo jak On.
Trójka dzieci: Bazyl, Bella, Bieluch
Zaczęło się od Bazyla. Bazy to kot szczególny, bo to właśnie dzięki jego
adopcji Maciek zrozumiał, że kociak to wprawdzie nie człowiek ale też czuje.
Maciek pochodzi
z Krakowa. I od zawsze jest związany z tym miastem. Jest żonaty;) i ma trójkę puchatych
dzieci – Bellę, Bazyla i Bielucha. Bazyl, to ten, który sprowadził go do
fundacji, a Bieluch to kociak, który zawdzięcza mu życie. Maćka też czegoś
ważnego nauczył - dzięki niemu dowiedział się by w zimie sprawdzać, czy żaden
Kociak nie wszedł pod maskę żeby się ogrzać.
Gdy któregoś ranka sprawdziłem silnik,
okazało się, że na silniku siedzi i patrzy na mnie mały czarny kotek – no więc
został z nami:)
Maciek od
zawsze był społecznikiem i chciał ‘zmienić świat’ – czasem na siłę, jak mówią
jego znajomi. Wspierał różne inicjatywy i sam je też podejmował, jednak nigdy
nie robił tego w formie działania na rzecz jakiejkolwiek organizacji. Aż
pojawił się Bazyl. Po jakimś czasie postanowił wesprzeć fundację adoptując
wirtualnie kolejnego kociaka, a także kupując potrzebne rzeczy – typu koce, czy
sprzęty potrzebne w kociarni. Krótko potem postanowił wziąć udział w
kwestowaniu na rzecz Fundacji. Potem już poszło z górki – postanowił zostać
wolontariuszem i robić to, co umie najlepiej, czyli wspierać fundację w
zakresie jej komunikacji w Internecie, kwestować, brać udział w interwencjach.
Z czasem w pełni zaangażował się wraz z Żoną w działania na rzecz fundacji. Za
darmo. Choć właściwie nie: za ciche mruczenie i głośne „miau, miau”.
Robię, bo lubię….robię, bo chcę
Jego wolontariat
tak naprawdę obejmuje bardzo wiele rzeczy. Odkąd w styczniu 2014 roku w miejsce
Krakowskiego oddziału AFN została powołana Fundacja Stawiamy na Łapy, stał się jej
fundatorem i gorliwym wolontariuszem. Obecnie współtworzy strategię social
media dla fundacji, bierze udział w interwencjach, w dyżurach transportowych,
reprezentuje fundację w programie Radia Kraków ‘Klinika Zdrowego Chomika’ w
sobotnie poranki i kwestuje. Wymieniając nie da się tak naprawdę opisać krótko
tego co robi. Interwencje polegają tym, że w przypadku zgłoszenia złego
traktowania zwierzęcia, czy informacji o błąkającym się zwierzaku jedzie na
miejsce, żeby albo takiego malucha odebrać o właściciela lub po prostu wyłapać
błąkającego się kota. Z kolei dyżury transportowe to tak naprawdę przewożenie
zwierzaka pomiędzy fundacją, a domami tymczasowymi, na wizyty do weterynarza
itp.
Cieszę się z każdego uratowanego życia, z każdej udanej
adopcji. Z drugiej trony bardzo smucą mnie nasze porażki, gdy nie uda się
uratować zwierzaka. Tak jak mówiłem wcześniej, staram się po prostu trochę
zmienić świat. Ktoś powiedział, że ratując życie jednego zwierzęcia nie
zmienisz całego świata, ale na pewno zmienisz cały świat tego zwierzęcia – i to
właśnie zawsze sobie mówię. Czuje, że coś robię – że nie jestem bierny. Z
drugiej strony zdobywam ogromne doświadczenie zarówno w pracy na rzecz
organizacji pozarządowej – prowadzenia projektów, ale także wiedzę na temat
samych zwierząt – ich zachowania, kwestii zdrowotnych.
Dzięki niemu
fundacja, w której działa jest dobrze obecna w Internecie – znaleźć ją można na
Facebooku, Twitterze, ma swoją stronę internetową, która wypełniana jest
treściami.
Maciek – czy tylko praca, nauka i wolontariat? Nie!
Fotografuję przede wszystkim niebo i zjawiska na
niebie. prowadzę fan page ‘Skies of Krakow’, gdzie umieszczam swoje fotografie.
Kilka lat temu organizowałem swoją wystawę fotografii w ramach miesiąca
fotografii w Krakowie. Uwielbiam podróżować, zwiedzać. Nieprzerwanie obserwuje
świat i ludzi wokół siebie. Zwracam uwagę na ogromną ilość szczegółów i niestety
zaprzątam sobie nimi pamięć:)
Kiedy
znajduje czas na działania społeczne? Przede
wszystkim to w wolnym czasie;) czyli właściwie wtedy gdy nie mam innych
obowiązków, to zajmuje się fundacją – można powiedzieć, że większość naszego
wolnego czasu wraz z Moją Żoną poświęcamy fundacji. Kwesty to przede wszystkim
weekendy, Internet to wieczory i noce;) a wszystkie inne sprawy fundacji
wychodzą na bieżąco – czasami bierzemy nawet urlop w pracy, żeby zająć się
fundacją:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz