poniedziałek, 25 listopada 2013

Tarnów miastem ludzi kreatywnych


"Przywara Polaków, że jesteśmy narzekający, nienawidzący siebie nawzajem, przebijamy mercedesa sąsiadowi i ciągle zazdrościmy, musi ulec zmianie. Nie ma innej rady" - Rozmowa z Marcinem Lewandowskim, aktywistą, koordynatorem Tarnowskiej Ligi Debatanckiej, panelistą debaty „Czy aktywność się opłaca”, która odbyła się w Tarnowie w ramach Café Obywatelska.


 Co daje Panu najwięcej satysfakcji w pracy zawodowej?
Najwięcej satysfakcji czerpię z kontaktu z młodzieżą i ojcami. Od roku jestem trenerem inicjatywy Tato.Net i prowadzę warsztaty dla taty. Drugą inicjatywą, przypisywaną głównie mojej osobie, chociaż tak naprawdę tworzy ją zespół ludzi, jest Tarnowska Liga Debatancka (TLD). Projekt jest typowo edukacyjny i bierze w nim udział 16 szkół ponadgimnazjalnych. Daje on młodzieży możliwość pracy nad sobą, pokonywania własnych słabości, rozwijania sztuki argumentowania oraz umiejętnego wyszukiwania informacji. Bardzo mnie to fascynuje. Swoją karierę zawodową zaczynałem jako wolontariusz i nie ukrywam, że chciałbym kiedyś powołać w Tarnowiskim Centrum Wolontariatu. 

Pochodzi Pan z Oświęcimia, w czasie studiów był Pan związany z Krakowem i Bielsko-
-Białą. Jak zaczęła się Pana przygoda z działalnością pro-społeczną w Tarnowie?
Z uwagi na to, że ukończyłem kierunki studiów, które kończyły się pułapką, czyli Administracja i Politologia, zacząłem zastanawiać się, co mógłbym robić zawodowo. Wtedy zaczynała się perspektywa funduszy unijnych, poszedłem więc do Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie i pierwszego lepszego pana, który siedział w punkcie informacyjnym o funduszach unijnych, zapytałem, jakie studia ukończył, że pracuje na tym stanowisku. On odpowiedział mi, że Doradztwo Europejskie w Krakowie. Zapisałem się więc tam na studia podyplomowe i tak zaczęła się moja przygoda z funduszami unijnymi. W ten sposób rozpoczął się mój pierwszy wolontariat w stowarzyszeniu, które rozliczało fundusze unijne, a następnie kończąc ten wolontariat, wysłałem 10 CV do Krakowa i jedno do Tarnowa. Na to jedno złożone w Tarnowie mi odpowiedziano, w dodatku atrakcyjnym wynagrodzeniem. Było to Stowarzyszenie Miasta w Internecie, organizacja pozarządowa. Pracowałem tam przez 2 lata, a później zbieg okoliczności i kontakt z organizacjami pozarządowymi, czyli tzw. III sektorem, utwierdził mnie w przekonaniu, że mogę być społecznikiem, właśnie w organizacjach pozarządowych. 

Czyli to studia były przełomowym momentem, w którym uświadomił Pan sobie, co chce robić w życiu?
Przełomowym momentem było uzmysłowienie sobie, że nic nie robiłem przez 5 ostatnich lat studiów. Nie ukrywam, że studia były dla mnie przygodą, ale tak naprawdę niczym więcej. Jednak, kiedy ku ich końcowi trzeba było pomyśleć o życiu zawodowym, stwierdziłem, że sama przygoda to za mało i muszę jak najszybciej uaktywnić się zawodowo. Dlatego moim pierwszym krokiem na rynku pracy był właśnie wolontariat. 

Wiele osób uważa, że Tarnów to miasto bez perspektyw, w którym niewiele się dzieje i lepiej nie wiązać z nim swojej przyszłości zawodowej. Jak pracuje się w tego typu miastach?
Urodziłem się w Oświęcimiu, mieście 40-tysięcznym, studiowałem w Krakowie, mieście blisko milionowym, a teraz żyję w takim 115-tysięcznym Tarnowie i powiem szczerze, że jest to dla mnie miasto optymalne, co do wielkości. Uważam, że zawodowo można się odnaleźć w każdym mieście, pod warunkiem, że jest się kreatywnym i gotowym do działania. Myślę, że Tarnów jest miastem z klimatem, na pewno nigdy nie będzie potentatem gospodarczym z dużymi korporacjami. Natomiast może być to miasto ludzi kreatywnych, którzy tutaj sieją ferment i aktywnie działają. Ten potencjał, który jest w młodych ludziach, chociażby w uczestnikach Tarnowskiej Ligi Debatanckiej, ich chęć uczenia się, zdobywania doświadczeń i kreatywność, jaką wykazują się podczas zdobywania wiedzy, stanowi przyszłość dla tego miasta. Dla mnie miasta nie tworzą instytucje, a ludzie. 

Wspomniałyśmy o Pana roli jako trenera biznesu. Jakim mottem, zasadą kieruje się Pan podczas pracy z ludźmi, zwłaszcza młodzieżą?
Szczerze mówiąc trochę wykorzystałem motto TLD, że „znajdujemy spokój pośród ludzi, którzy się z nami zgadzają, ale rozwijamy się pośród tych, którzy mają inne zdanie”. Bardzo cenię sobie ludzi, którzy mają odmienne zdanie od mojego, bo wiem, że oni mnie wtedy ubogacają. Kluczem jest to, żeby się nie obrażać. Kiedy na siłę upieram się przy swoim zdaniu, wtedy zamykam umysł, a kiedy powiem: może jednak to Ty masz rację, wtedy się rozwijam. 

Jako koordynator wspomnianego już projektu Tarnowska Liga Debatancka, co może Pan powiedzieć o korzyściach, jakie wynikają z niego dla młodzieży szkolnej w ich dalszej perspektywie zawodowej?
Myślę, że korzyści są wielowymiarowe. Z jednej strony najzwyczajniej w świecie jest to walka ze stresem i pokonywanie samego siebie. Dzisiaj [tj. 25.10.13 – przyp. red.] w czasie debaty zapowiada się publiczność w okolicach 140 osób. Finał ostatniej edycji był transmitowany na żywo z Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie przez telewizję imav przy komplecie 300-osobowej widowni, więc jest to też zderzenie się z publicznością i autorytetami. Dzisiaj w Loży Mędrców, czyli komisji sędziowskiej będą zasiadali prezydent Henryk Słomka-Narożański, starosta Roman Łucarz, prezes Tarnowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, reprezentant Kuratorium Oświaty, dziennikarze. Tak naprawdę jest to pokonywanie siebie w konfrontacji z autorytetami. Osobiście żałuję, że sam nie doświadczyłem czegoś takiego w szkole ponadgimnazjalnej. Łatwiej byłoby mi później np. rozmawiać z prezesem o podwyżce, w czasie rozmów kwalifikacyjnych, czy w pracy, próbując przekonać kogoś do swoich argumentów. Udział w debacie wymaga szczególnego otwarcia głowy i elastyczności, ponieważ uczestnicy na godzinę przed jej rozpoczęciem dowiadują się, po której będą stronie: za czy przeciw postawionej tezie. 

Tym bardziej, że mentalność Polaków skierowana jest bardziej w stronę narzekania. Mówimy, że czegoś się nie da zrobić, że nie warto podejmować działania.
To jest właśnie moje antymotto. Przywara Polaków, że jesteśmy narzekający, nienawidzący siebie nawzajem, przebijamy mercedesa sąsiadowi i ciągle zazdrościmy, musi ulec zmianie. Bardzo chciałbym, żebyśmy przestali myśleć w ten sposób. Po efektach pracy z młodzieżą w zeszłym sezonie, jestem zachwycony. W nich już nie ma tego, co było w starszych pokoleniach, czyli tej walki na teczki, powiązań z ugrupowaniami nazistowskimi itp. To pokolenie będzie wolne od tego, bo ani oni, ani ich rodzice nie będą osobami, które współpracowały z kimkolwiek, gdziekolwiek i pod jakimkolwiek względem. Nie będą więc grzebać w swojej przeszłości, nienawidzić, a jedynie patrzeć w przyszłość.

Rozmawiały: Małgorzata Janczak, Weronika Siemek
(tekst pochodzi z Magazynu Studenckiego PWSZ w Tarnowie "Ad astra")

Marcin Lewandowski - społecznik z pasji, z wykształcenia politolog. Trener biznesu, ekspert w zakresie oceny projektów unijnych, animator społeczności lokalnych i inicjator wielu działań mających na celu edukację obywatelską. W pracy z ludźmi kieruje się mottem Franka A. Clarka: „Znajdujemy spokój wśród tych, co się z nami zgadzają, ale rozwijamy się pośród tych, którzy mają odmienne poglądy”. Skąd wziąłem motywację do działania? – Z frustracji, żeby coś zaczęło się wreszcie dziać w Tarnowie – takiej odpowiedzi udzielił podczas wydarzenia inaugurującego projekt Café Obywatelska w naszej Uczelni.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz